środa, 28 maja 2014

Nacinanie krocza

Temat dość kontrowersyjny. Już jedno dziecko urodziłam, siłami natury w 42 tc. Miał 4 kg, nacięcie krocza też było. Czy żałuje? Nie.

Zacznę od tego co to jest nacinanie krocza?
Jest to nacinanie specjalnymi nożyczkami ( według mnie nożyce, przynajmniej dźwięk był porównywalny do cięcia sekatorem, do dziś dzwoni mi on w uszach ) skóry i mięśnia. Robi się to wykonując jedno cięcie zazwyczaj w są dwie opcje - "godzina 4" i "godzina 8". Tego się nie czuje, wykonuję się to na samym szczycie skurczu w końcowej fazie parcia. 


Oczywiście po porodzie dostajemy znieczulenie i od razu jesteśmy zszywane. Jeśli kobieta boi się bólu przy ściąganiu szwów może poprosić o szew ciągły. Szew w kontakcie ze śluzem rozpuszcza się, do odcięcia zostaje tylko jeden pęczek. Jednak trzeba o niego poprosić - jeśli tego nie zrobimy jesteśmy szyte tradycyjną metodą - co przełożenie supełek = kilka szwów do wyciągania.
Jest jeszcze inna opcja znieczulenia, jeśli ktoś się boi nacinania samego ( które nie jest bolesne, jeśli lekarz trafi na sam środek skurczu)  może poprosić o znieczulenie przed cięciem, wtedy na szycie nie dostajemy już kolejnego, gdy to w zupełności wystarczy.

Są takie sytuacje gdzie Wasze zdanie się praktycznie nie liczy, chodzi mi o vacuum i kleszcze. Jeśli poród nie postępuje, lekarz zaleci taki sposób porodu wtedy już rutynowo trzeba naciąć to krocze, inaczej te przyrządy nie wejdą, po prostu. W innych sytuacjach to przed porodem podpisujecie bądź nie podpisujecie zgody na cięcie, a położna odbierająca poród nie może ingerować jeśli wasze krocze po prostu pęknie przy braku zgody na ten zabieg. 

Tak by nie było później jestem przeciwniczką nacinania krocza rutynowo bez powodu, a wiem że tak się dzieje. 

Nacinając krocze chronimy je przed pęknięciem. Fakt, pęka wtedy w najcieńszym fragmencie (w  kierunku odbytu) ale po pierwsze taka szarpana rana gorzej się goi i każdy zdaje sobie z tego sprawę, po drugie może dojść do pęknięcia I,II,III,IV stopnia. IV stopień - najgorszy, wiecie czym to się może skończyć? Porażeniem jednego z nerwów zwieracza odbytu i trwałym kalectwem. Wątpię by którakolwiek kobieta chciałaby do końca życia borykać się z takim problemem, którego nawet rehabilitacja nie da rady "naprawić".


By uniknąć nacinania krocza możemy wcześniej :
- ćwiczyć mięśnie dna miednicy
- od 35 tygodnia ciąży wykonywać masaż krocza olejkiem kokosowym

Można także zamówić specjalny żel położniczy (średnia cena 200 zł) i w trakcie porodu poprosić położna o zaaplikowanie go. Powoduje on lepszy "poślizg" podczas wychodzenia dziecka co tez może uchronić nas przed nacinaniem krocza czy ewentualnym pęknięciem szyjki macicy, ponieważ główka nie powoduje takiego tarcia o ścianki pochwy.



Podczas porodu :
- stosować pozycje wertykalne
- poprosić położną by starała się je uchronić przed pęknięciem
- nie przyj z całej siły, pozycja wertykalna, siła grawitacji przyczynią się do porodu

Czytałam sporo w internecie o minusach wśród nich było :
- dolegliwości przy siedzeniu
- pieczenie przy oddawaniu moczu
Tylko, jeśli krocze pęknie samo będzie lepiej? Nie wydaje mi sie.

Jak pielęgnować ranę po nacinaniu krocza?
Oczywiście jak najczęściej wietrzyć, chodzić możliwie często bez bielizny ( u mnie niewykonalne bo bite 6 tyg po porodzie ze mnie leciało), przemywać szarym mydłem (biały jeleń) po każdorazowym skorzystaniu z toalety, oraz piskanie środkiem odkażającym Octanisept. 



czwartek, 15 maja 2014

Nadopiekuńcza matka.

 Są momenty że jestem zmęczona, kto takich nie ma ręka do góry. 

A wiecie co jest najgorsze?
To moja wina, wiem o tym bardzo dobrze.
Są takie chwile w ciągu dnia, bym mogła odpocząć.
Mały układa klocki, matka może siedzieć i patrzeć popijając herbatę. NIE!
Mały bawi się w piaskownicy, matka może usiąść na ławeczce i patrzeć. NIE!
Mały wchodzi na minimalna zjeżdżalnie, matka może postać, popatrzeć. NIE!
Mały potrafi zjeść sam obiad, matka powinna zjeść swój. NIE!

No wiecie jakie to jest okropne?

Okropne jest to że czuje silną potrzebę przebywania ciągle obok niego, pilnowania go, pomagania podczas wciskania pupci na ta cholerna zjeżdżalnie. To nie jest normalne, wiem. Słysze to non stop.

Bo dziecko nie uczy się samodzielności, do wszystkiego potrzebuje mamy. Nie tłumaczcie mi - wiem! :) To właśnie boli najbardziej, wiem o tym że takim zachowaniem krzywdzę dziecko a jednak nie potrafię przestać. A wiecie jak to się zaczęło?

Gdy się urodził też bałam się go zostawić z kimś, zawsze musiałam być ja lub D. Okropne! Ale od tego głupiego wypadku, szpitalu, krwi, szycia czoła nie wróciłam do siebie. Nie potrafię nie być przy nim, nawet na głupim placu zabaw (chodzi o obserwowanie z ławeczki nie z pokoju w mieszkaniu) . I wiem że karmiąc go i sama nie jedząc wtedy obiadu, później ulegając mu w wyjściu na dwór od razu po posiłku jego, bieganiu i wskakiwaniu za nim na te zjeżdżalnie narażam też kolejnego bobaska - przykład jak mdlałam i trafiłam na izbę przyjęć w szpitalu.

On jest bardzo aktywnym chłopcem, mało tego WIEM że on potrafi wejść na sam szczyt placu zabaw - kulek (przykład), usadzić dobrze mały kościsty tyłek na zjeżdżalni i po prostu zjechać. Ale ja głupia muszę włazić tam za nim, bo to silniejsze. Nie dlatego że sprawie mi to frajdę, bo uwierzcie że nienawidzę tak się bawić tym bardziej w 21 tc, tylko dlatego że nie zostawię go tam samego.

I urodzenie 2 dziecka nic nie da! Już wam odpowiadam. Ja prędzej wyjdę z siebie i stanę obok niż Antek zostanie na sekundę sam. Kupie wózek biegowy by za nim biegać z niemowlakiem a nie zostawię! Pewnie dlatego na chustę się zdecydowałam i na kurs zapisałam już :D


Już nawet ostatnio myślałam o wizycie u specjalisty, by mi z głowy wybił te bzdury bo serio już sił nie mam. A dziecko musi też samo poznawać świat nie tylko trzymając za rękę nadopiekuńczą matkę. 



OK możecie krytykować! :)
Czas start!
Kto pierwszy? :)


AddThis